Wychowanie, Wiara, Modlitwa, dzieci, Cierpienie
Ksiądz pogłaskał dziecko
dodane 2018-09-03 14:10
Zły dotyk boli całe życie. Dobry pozostaje na wieczność.
Czy ksiądz może dzisiaj przytulić dziecko? Czy może je pogłaskać po głowie? Czy dopuszczalne jest jeszcze, by kapłan wziął jakieś dziecko na kolana? Nie są to wyssane z palca, prowokacyjne pytania. Dotyczą konkretu, wręcz codzienności. Interesują nie tylko wielkich orędowników nawołujących do masowego oglądania filmu „Kler”. Są one ważne dla rodziców, których dzieci uczą księża. Ba, kluczowe są dla samych kapłanów, którzy wbrew doniesieniom medialnym, nie tworzą czarnej szajki pedofilów, szukających okazji w realu lub on line.
Dożyliśmy czasów, w których zwrot „ksiądz pedofil” z jednej strony szokuje, a z drugiej stał się sloganem, hasłem, dzięki któremu walcząc o prawa najsłabszych, można dowalić Kościołowi. W najmniejszej mierze nie zamierzam bronić mężczyzn, którzy nosząc sutannę krzywdzili dzieci. Nie będę bronić również przedstawicieli hierarchii, którzy w infantylny, a wręcz groteskowy sposób bronili ludzi, którzy za kratami winni siedzieć. Ale uwaga: Czy potrafimy wskazać takie przykłady, które pokazują dobry dotyk księdza? Nie mówię tutaj o chrzcie lub kapłańskim błogosławieństwie przez nałożenie rąk. Pytam o konkretny gest, postawę kapłana jako ojca, która przyniosła komuś dobro. Dzisiaj bowiem na lewo i prawo dowiadujemy się, jacy to księża są źli. Prawda musi wyjść na jaw. Ale czy czasem podobne potworności nie przesłaniają nam dobra, którego jest więcej?
Pedofilia kapłanów złości wiele osób. Antyklerykałowie mają kolejny oręż. Ludzie Kościoła, ludzie świeccy doświadczają czegoś zupełnie innego. Doświadczają bólu. Walczący z kapłanami twierdzą, że znają ich wady. Prawdziwe wady księży znają natomiast ludzie wierzący, ludzie, którzy wbrew upadkom ich pasterzy dalej wierzą, wierzą w coś więcej.
O kolejnych skandalach, listach i dyskusjach usłyszałem w specyficznym czasie. Na rekolekcjach poznawałem wówczas Kościół - jak to mówią - od podszewki: gadałem z biskupem, debatowałem z księdzem i pytałem diakona. Więcej, widziałem zakonnice, które same o problemach zgromadzenia opowiadały. Słyszałem ich wychowanki. Powiem więcej: wiele razy widziałem, jak księża dotykają dzieci. Widziałem, jak piękny jest to dotyk np. w wariackiej zabawie, bądź w totalnie czułym błogosławieństwie maleństwa na rękach taty. Młodzi mężczyźni bez rodzin, bez własnych dzieci. Dzieci mówiły do nich „wujku”, tak bliscy się im stali. I co: czy potrafimy dzisiaj patrzeć na to w sposób czysty, w sposób dla nas bezpieczny? Być może dyskusja o pedofilii w Kościele również nas „popsuła”?
Nie mam pojęcia, jakie są statystyki dotyczące pedofilii w Kościele. Polscy badacze tego tematu słusznie metodologicznie wskazują, że takich danych nigdy w pełni obiektywny sposób nie uzyskamy. Czy księży jest najwięcej, a może więcej jest nauczycieli lub niespokrewnionych „znajomych rodziny”?. Pewien jezuita mówił mi, że księża nie stanowią tutaj większości. Szczerze pisząc, mało mnie to obchodzi. Ta forma zła uczyniona przez człowieka noszącego stułę jest najgorszą z najgorszych: nie rujnuje bowiem tylko ciała, ale dewastuje duszę, która uwierzyła. Czy jest zatem dzisiaj nadzieja?
Dla mnie jest. Lokuję ją np. w postaciach takich, jak ks. Piotr Buczkowski z Bydgoszczy. Monika Białkowska opisało ostatnio w „Przewodniku katolickim” sposób, w jaki ten duszpasterz pracuje z osobami głuchoniewidomymi. To właśnie on pokazuje im dotykiem, jak wygląda Chrystus. To on dobrym dotykiem pokazuje im swoją twarz, modelując, jak należy się modlić. Jego dotyk jest jak przewodnik, pokazujący oblicze, ołtarz albo sposób uwielbienia.
Pedofilia jest kwintesencją zła. Trzeba jednak uważać, bo jest to także wirus. Łatwo o niej mówić, łatwo potępiać, wskazując jak z rękawa kolejne przykłady demonów. Nie ulegajmy mu: nazywajmy zło i promujmy dobro, nie bojąc się… wychowywać księży.