Wiara, dzieci
Kilka godzin na Arenie Rodzin
dodane 2019-04-13 23:00
„Mówisz, że dzieci przeszkadzają Ci w modlitwie? Gdybyś się naprawdę modlił, to by Ci nie przeszkadzały.”- i tak było!
Po co organizować na stadionach modlitewne spotkania? Czy jest to okazja do zgłębienia relacji z Bogiem, czy też jest to jej realne spłycenie? Czy stadiony stały się narzędziem skutecznej ewangelizacji? Może to raczej „protestantyzacja” Kościoła Katolickiego?
Od piątku pytania te mocno mnie nurtują. Pierwsza w historii Łodzi „Arena Rodzin” była z całą pewnością okazją do kilku zupełnie nowych refleksji. Łódzkie arena może pomieścić kilkanaście tysięcy osób. Nas było nie więcej pewnie niż trzy tysiące. Czy zatem zainicjowana przez abp Grzegorza Rysia impreza miała sens?
Nie mam najmniejszych wątpliwości, że odpowiedź jest tutaj pozytywna. I kolejny raz Bóg pokazał mi – człowiekowi, który generalnie mało widzi- jak wiele obrazów może nas cudnie zachwycić, pokazując nam wprost Jego oblicze.
Łódź jest miastem, w którym najmniej osób w Polsce przyjmuje Komunię Świętą w niedzielę. Młodzież przestaje u nas chodzić na katechezę. To jednak także u nas bez większego trudu odnaleziono właśnie uczniów (jeszcze) gimnazjów i liceów, którzy na arenie przed Bogiem tańczą z flagami. „Wiesz tato, oni byli piękni”- mówi mi córka i ja jej wierzę.
Łódź jest miastem, w którym coraz więcej małżeństw decyduje się na rozwód. To jednak także u nas organizatorzy Areny nie mięli najmniejszego problemu z rozdaniem wejściówek na to spotkanie. W szkolnych klasach pełno jest dzieci, które wychowują się w rozbitych rodzinach. To jednak także u nas pojawiają się kolejne ruchy, które skupiają się właśnie na małżeńskiej formacji. To one właśnie wypełniły płytę areny wczesnej wybieganą przez małe dzieci.
Łódź to miasto, gdzie o powołania kapłańskie coraz trudniej. To jednak także u nas połowa kurii przyjechała, by spowiadać w trakcie „Areny Rodzin”. W filmie „Miasto Aniołów” jest scena, gdy widzimy dziesiątki czarnych, posępnych postaci przedstawiających wysłanników Boga. Na Arenie pełno było kapłanów w ciemnych sutannach, do których kolejki nie ustawały. Nikt tam jednak posępny nie był.
Łódź to miasto, któremu coraz więcej diecezji zazdrości ordynariusza. Fakt, abp Ryś kolejny raz udowodnił nam, że ma dar dzielenia się żywym Słowem. Który z mężów bowiem spodziewałby się, że chcąc zobaczyć Boga najlepiej spojrzeć w oblicze żony, którą kocha. Na „Arenie Rodzin” okazało się jednak, że pozostali łódzcy biskupi także zaskoczyć potrafią. Biskup Marek Marczak założył w pewnym momencie fioletową sutannę. Stanął przy scenie i spowiadał. Zwyczajnie i pięknie. Abp Władysław Ziółek zaskoczył inaczej. Ten dostojny pasterz- senior, stanął nagle, lekko pochylony przed Najświętszym Sakramentem i się totalnie zatrzymał. Był on i jego Pan. Zapewne wielu widząc to mogło zazdrościć takiej modlitwy, która udowadnia, że to wszystko sprowadza się do rozmowy z niebem i jego Gospodarzem (taka zazdrość bez grzechu).
Łódź jest miastem, gdzie łatwo o przmocowe informacje, wskazujące, że krzywda się dzieciom dzieje. Na Arenie nagle zaginęła dziewczynka. Marysia, trzy latka. Mama podchodzi do mikrofonu i mówi: „Marysiu, to ja, Mamusia. Choć już, no choć. Marysiu”. Napięcie, głos mamy, coraz bardziej słyszane w nim drgania. Mama opisuje, jak ubrana była Marysia. Arena zaczyna milczeć. Czekamy. Pomaga reflektor, szukający małej damy w różowej spódniczce. Nagle ktoś krzyczy „Jest!!!” Wszyscy biją brawo. Marysia płacze, mama płacze…., ale to ze szczęścia.
Łódź to miasto, gdzie i kryzys ojcostwa się czasem pokazuje. Brak czasu, praca, itd. Gdy szliśmy drogą krzyżową kończącą spotkanie to właśnie ojcowie, jako jedni z pierwszych mieli nieść krzyż. Pod koniec drogi pewien tata mocno trzymający córkę za rękę zobaczył, że jest jej coraz trudniej. Zmęczona, śpiąca, miała dość. Wziął ją na ręce, choć chyba łatwe to już dla niego nie było. I nagle, tak niespodziewanie, kilka osób usłyszało jej głos: „Kocham Cię, tato”.
Było warto.
(zdjęcie, B. Kmieciak)