«Kto ty jesteś?» - pytają wysłannicy kapłanów Jana Chrzciciela.
Czterdzieści dni od narodzenia Jezusa Maryja z Józefem zanieśli dziecię do świątyni.
A dzisiejsza jasno pokazuje coś o wiele ważniejszego: Józef słucha.
Umiłowany uczeń Jan daje klarowną jej definicję: trzeba mówić o tym „co usłyszeliśmy o Słowie Życia, co ujrzeliśmy własnymi oczami, na co patrzyliśmy i czego dotykały nasze ręce”.
Wczoraj dzwoniła Kaśka. Kasi się nie przelewa, a lubi ryby. Ponieważ finanse były w kryzysie, stanęła przed Bogiem z mocnym postanowieniem, żeby nie marudzić, nie żalić się nad tym, że czegoś w te święta nie będzie.
Moja ciocia pracowała w urzędzie przy podatkach. Pewnego dnia przyszedł do niej chłop jak dąb, o romskich korzeniach, o imieniu Pimpuś. Rodzice, jak widać, nie wysilili się z wyborem imienia, być może nie przewidywali, że kiedyś będzie dorosły.
Chciałam pokazać jak ten artysta buduje bryłę ręki i zaczęłam od palca. Niefortunnie. Przez salę przebiegł chichocik.
Ona mu tego nie powiedziała. Wiedziała, że błogosławiony stan, w którym była, musi zostać skonfrontowany wyłącznie z nim, ale nie poszła z tą wiadomością do Józefa.
Potrzebuję porządku bardziej niż kania dżdżu. Ale właściwy porządek widać dopiero jak się patrzy w kosmos.