Kiedy czytam wyniki weryfikacji praktyk duchowych Jeana Vaniera, widzę Kościół nadgryziony jak jabłko rajskie.
Wiara bez realizowania miłości bliźniego przypomina wiarę demonów, które też „wierzą i drżą” jak mówi Jakub.
Coś było w nich nie tak, skoro to, że nie zbudowali na uzdrowieniach własnej wiary, doprowadziło do zrujnowania tej pięknej osady.
Czasem jest tak, że kiedy zaczyna się jakaś wspólnotowa akcja ewangelizacyjna, to też zaczynają się uaktywniać trudne sytuacje.
Koleżanka mówi mi kiedyś: „Miałam taki fajny dzień, szłam sobie korytarzem, aż tu nagle idzie Maryśka i mówi: «Grażynko stało się coś, tak jakoś źle wyglądasz?»”.
Rodzi się pytanie: czy mądrość może zamieszkać w człowieku oddalonym od Boga?
Gdziekolwiek Jezus przychodził, pół Galilei zbiegało się z wszystkimi, którzy niedomagali.
Kiedy czytam słowa Jezusa, które wypowiedział spoglądając na siedzących dokoła Niego: „Oto moja matka i moi bracia. Bo kto pełni wolę Bożą, ten jest Mi bratem, siostrą i matką”, rodzą się we mnie dwa pytania.