Kilka razy w życiu zdarzyło mi się stanąć wobec czyjejś zasady istnienia, której nie idzie przebić.
Rozjeżdżając się po świeżo umytej podłodze, wszedł do pokoju mój ulubiony mąż, recytując Miłosza.
Dziś wysłuchałam dwóch dobrych kazań. Jedno od biskupa Rysia, drugie od mojego Franeczka.
Choć jestem odizolowana od tego co zwykle po ludzku koi mi nerwy, nie jestem odizolowana od Boga.
Która z nas gospodyń, mając garstkę mąki i parę kropel oleju, zrobiłaby naleśnik najpierw dla gościa, a potem z tej marnej resztki ostatni podpłomyk dla siebie i dzieci?
Żyję w świecie, w którym hospicja są zamykane jeśli nie chcą stosować eutanazji, obrońcy życia siedzą w więzieniach, pedofilia wchodzi do programów szkolnych, a pornografia w każdym wydaniu jest na kliknięcie myszą.
Bóg chce, byśmy byli jak patronka dnia dzisiejszego, Franciszka Rzymianka, która uparcie jak osioł (jej atrybut) pomagała rodzinom w czasie zarazy na początku piętnastego wieku.
Z tej perspektywy wszelkie zagrożenie: koronawirus, publiczne skandale, czyjaś śmierć, jakikolwiek problem nie ma mocy dobijającej.
Jednak całe to moje wychwalanie psu na budę, jeśli jest ktoś, komu nie przebaczyłam.