Jeżeli zaczniemy stosować skalę „jakości życia”, szybko przekonamy się, że za jakiś czas sami znajdziemy się po tej nieodpowiedniej stronie. Bo przecież każdy z nas może w każdej chwili stać się niepełnosprawnym albo tak schorowanym, że postępowe, nowoczesne społeczeństwo nie będzie widziało sensu naszego dalszego istnienia.
Żyjemy w osobliwych czasach. W czasach, gdzie hołubiona jest wolność, ale taka, która niczego od człowieka nie wymaga, czyli go degraduje. Ks. Mieczysław Puzewicz słusznie pisze na swoim blogu, że „we współczesnej kulturze wszystkie grzechy główne (pycha, chciwość, nieczystość, zazdrość, nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, gniew, lenistwo), urosły do miana postaw pożądanych i gwarantujących [...]
Kogo dziś obchodzi co o seksualności człowieka ma do powiedzenia osiemnastowiecznywieczny filozof czy najbardziej popularny przedstawiciel Kościoła Katolickiego – do niedawna papież Wojtyła.
Czyli o tym, jak mając rację, używając nieodpowiedniego języka, się jej pozbawiam.
Lubię taki obraz Boga, z którego Miłość niejako się wylewa, kipi. Trzeba by było się Nią z kimś podzielić … stwórzmy człowieka, podobnego Nam.
Krzyczy niemiecki Kościół Katolicki forsując własną tak zwaną Drogę Synodalną. I ma rację. Boża Miłość nie ma granic. Właśnie dlatego nigdy nie zgodzi się na grzech.
Bardzo zatrzymały mnie te słowa. Jak to możliwe? Można nie żyć z lęku przed śmiercią? Dzieje się tak, gdy z lęku uczynimy boga, a raczej bożka.
https://www.youtube.com/watch?v=8J3WxMwfm08
Co tak zabolało Herodiadę? Na jaką strunę jej duszy nacisnął Jan Chrzcieciel? Co spowodowało, że dla niego zaprzepaściła połowę królestwa?