Wkurzam się, kiedy krzyż Jezusa, Jego męka i cierpienie bywa obiektem kiczowatych memów, którymi „obrzucają” się podczas Świąt niektórzy chrześcijanie.
Większość spraw idzie źle. Prognozy na przyszłość są mało optymistyczne. Pandemia przybiera na sile. Niejeden drży ze strachu na myśl o tym, co będzie. Coraz więcej osób płacze nad grobami swoich bliskich, a Kościół jakby drży w posadach...
Wolałabym, by zanim nt. abp. Jana Pawła Lengi wypowiedział się ks. Rafał Jarosiewicz oraz ks. Przemysław Sawa, zrobiła to Konferencja Episkopatu Polski. Pewnie prócz spraw związanych z tym hierarchą znalazłoby się jeszcze kilka innych, także niecierpiących dalszej zwłoki.
Dokładnie pamiętam tamten dzień, 13 marca 2013 roku. Pamiętam, co poczułam, gdy ogłoszono wybór kolejnego, 266. papieża. Tę myśl i to uczucie zachowuję do dziś: FRANCISZEK TO MÓJ PAPIEŻ.
Rutyna, zniechęcenie, poczucie braku sensu życia i motywacji do działania, jałowa modlitwa lub jej brak, stagnacja, zatrzymanie w rozwoju, deficyt nadziei w codzienności, wreszcie niezdolność do przyznania się do wiary i Jezusa przed otoczeniem. To wszystko symptomy kryzysu w życiu duchowym.
Ciężko podejmować tematy, które bolą i są jak krwawiąca rana na ciele Chrystusowym, jednak jeszcze trudniej o nich milczeć. Co myśleć, co robić i w jaki sposób żyć, wiedząc o coraz to nowych „rewelacjach”, które nie tylko nadwyrężają zaufanie do hierarchii i struktur Kościoła Katolickiego, ale wręcz niejednokrotnie sytuują ufność w jednym szeregu z naiwnością?
To, co wygląda na dobro, nie zawsze nim jest. W końcu zło przybiera postać dobra i nie jest to niczym niezwykłym (por. 2 Kor, 11,14). Są działania, projekty, organizacje, które wyglądają na bardzo dobre, ale czy w istocie takimi są?
Słowo pokazuje mi kim jest Jezus, daje wskazówki jak i gdzie Go szukać. Jednak na tym nie poprzestaje - zaprasza do osobistej przygody, odkrywania, relacji bliskości i poznania. Zaprasza, zachęca i nigdy nie zawodzi.
Gdy patrzy się na słowo „autorytety” zapisane tak jak w tytule, to aż boli. I dobrze, bo ma boleć. Czasami lepiej, by bolało, bo dzięki temu można zobaczyć, że coś choruje.
Czytając czy oglądając bieżące wiadomości ze świata, kraju czy regionu, masz pełne prawo czuć się zaniepokojony. Gdy widzisz niekończące się przekomarzania polityków, podsycających spory dziennikarzy, ogólny chaos skutkujący dezinformacją, możesz czuć się jak pionek w grze, w której nikt nie zauważa twojej niemej, ale przecież rzeczywistej obecności.